Attyka 2017
Attyka
Drugi dzień w Grecji postanowiliśmy spędzić zwiedzając Attykę. Najpierw pojechaliśmy, przez płaskowyż Mezogei, na półwysep Sounion - najdalej wysunięty przylądek tej części Grecji.
Świątynia Posejdona
Sam cypel wieńczą ruiny świątyni Posejdona. Do dziś zachowało się 12 doryckich kolumn oraz fragmenty murów obronnych.
Jak dojechaliśmy na miejsce to byliśmy sami, jednak z każdą kolejną minutą przybywało wycieczek autokarowych – nie chce myśleć co się działo tam koło południa.
Kawiarnia
Obok świątyni znajduje się kawiarnia, gdzie można napić się czegoś ciepłego lub coś małego przekąsić. Oczywiście, jak to zwykle przy zabytkach, ceny 3 razy wyższe niż w całej Grecji. Można zaoszczędzić biorąc kawę na wynos wtedy nie doliczają serwisu, choć kawa wypita na tarasie z widokiem na świątynię oraz morze jest kusząca bez względu na cenę.
Sounion
Całe wzgórze z górującą na szczycie świątynią jest miejscem historycznym. Poza świątynią zachowały się tu pozostałości murów obronnych oraz fundamenty małej świątyni Ateny. Utworzona betonowa ścieżka prowadzi nas po wykopaliskach. Przy ciekawszych ustawione są tablice informacyjne z których można wiele dowiedzieć się na temat ich funkcji i czasu powstania.
Sama świątynia stoi na wielkim klifie i z tego co usłyszeliśmy od jednego z przewodników ma on około 60m wysokości. Roztacza się stamtąd piękny widok na Morze Egejskie. Widoczne jest wybrzeże Peloponezu oraz Cyklady tonące w morzu. Dojrzeć można wyspy Eginę i Salaminę. Jednak nie dało się długo tam posiedzieć, bo strasznie wiało. Nie wiem czy tam jest tak zawsze czy nam się trafiła taka pogoda.
Wybrzeże Apollina
Ze świątyni do Aten wracaliśmy wybrzeżem Apollina, co chwila zatrzymując się w punktach widokowych, żeby nacieszyć wzrok pięknymi widokami. Wybrzeże długości około 70 km pełne jest dzikich plaż, malowniczych klifów i głębokich skalistych zatok z błękitną wodą. Wszędzie chciałoby się zostać i poleniuchować.
Jezioro w Vouliagmeni
Naszym kolejnym punktem w drodze powrotnej było jezioro w Vouliagmeni. Szmaragdowe jeziorko z radioaktywnymi wodami mineralnymi o leczniczym działaniu. Ktoś miał dobry pomysł na zagospodarowanie tego terenu. Czemu tylko wszędzie są tak drogie bilety wstępu. Za wejście na pomosty – 12 Euro, dodatkowo wypożyczenie leżaka pewnie drugie tyle. Restauracja przy jeziorze też była dosyć droga. Dobrze, że wpuszczają na 15 min bez żadnych opłat żeby zrobić zdjęcia. Wysokie ceny były pewnie powodem małej ilości ludzi nad jeziorkiem. Większość wypoczywających stanowili ludzie starsi - emeryci. Jedyną rzeczą jaka była gratis, to odprowadzenie samochodu na miejsce parkingowe przez bardzo miłego pana Generalnie wszystko prezentowało się bardzo ciekawie, czemu u nas w Polsce nie ma takich miejsc ?!
Pireus
Ostatnim punktem w programie dnia był Pireus. Pireus to jeden z najważniejszych ośrodków przemysłowych współczesnej Grecji i największy jej port. Oddalony jest on około 8 km od Aten. Zwiedzanie miasta jest fajne dzięki niecodziennej ścieżce turystycznej. Pierwszy raz spotkaliśmy się z takim rozwiązaniem. Przez całe miasto wyznaczona jest trasa, biegnąca przy wszystkich zabytkach bądź innych ciekawych miejscach. Kierunek trasy wyznacza idący żółty ludzik namalowany bezpośrednio na chodniku.
Kościół św. Mikołaja
Nasz spacer rozpoczął się od wielkiego portu, przy którym znajduje się kościół św. Mikołaja z niebieską kopułą. Kopuła ta jest ponoć widoczna już z daleka od strony morza.
Muzeum archeologiczne
Idąc wzdłuż wyznaczonej trasy doszliśmy do jakiegoś muzeum archeologicznego. Znajdują się w nim zabytki z czasów neoklasycystycznych oraz rzymskich.
Marina Zea
Następnie dotarliśmy do zatoki portowej – Marina Zea, zwanej także Pasalimani. Przycumowane tutaj jachty stanowią swoistą atrakcję.
Przystań Mikrolimano
Tu też postanowiliśmy odbić od ścieżki z żółtymi ludzikami i poszliśmy do drugiej przystani Mikrolimano. Według wszelakich przewodników miała to być romantyczna zatoczka, gdzie Ateńczycy przyjeżdżają na romantyczne kolacje. Czy tam rzeczywiście jest tak romantycznie, raczej nie i to głównie przez olbrzymie ilości turystów. Można tu natomiast z pewnością znaleźć coś dobrego dla podniebienia – wszystkie knajpki otaczające port serwują świeże ryby i owoce morza.
Wróciliśmy znowu na trasę. Jak już wspomniałam Pireus to miasto przemysłowe, o godzinie 16 w niedziele wydawało się miastem wymarłym. Na ulicach rzadko kiedy mijaliśmy przechodniów.
Wytrwale kontynuując zwiedzanie mijaliśmy m.in. pomniki, operę, kościółki itp.
Katedra - Ieros Naos Agia Triada
Jednym z ciekawszych miejsc była wielka katedra grekokatolicka, oczywiście wewnątrz ociekająca złotem.
Port
Pireus jest jednym z trzech największych portów morza śródziemnego, co można zobaczyć po wielkości statków tam cumujących.
Plaża Ateny
Wieczorem postanowiliśmy wybrać się na spacer po plaży w okolicach hotelu. Plaży nie polecamy nikomu, jak to się mówi - brud, smród i ubóstwo. Tak brudnej plaży nie widzieliśmy jeszcze nigdzie. Pełno śmieci, nawet ciężko było przejść brzegiem morza, a co mówić żeby wejść i się wykąpać.
Zachód
Jednak brud na plaży wynagrodziła nam przyroda– trafił nam się niesamowity zachód słońca. Wszystko nagle stało się czerwone, wyglądało to naprawdę piekielnie (zdjęcia nie są podkolorowywane – naprawdę tam tak było).
Powrót
Niestety kolejny dzień był już dniem powrotu do Warszawy. Pobudka wcześnie rano, droga na lotnisko, gdzie jeszcze musieliśmy oddać samochód i lot do Polski. Z małym poślizgiem, ale zdążyliśmy jeszcze do pracy. Powrót był dość ciężki – z pięknego kraju, pełnego słońca (Grecja jest ponoć najbardziej słonecznym miejscem w Europie) do szaroburej rzeczywistości, z niską temperaturą i ulewnym deszczem.