Australia 2016
Australia? Czemu nie!
Gdy pewnego dnia pojawiła się promocja na loty do Sydney, długo się nie zastanawialiśmy, w końcu to było nasze marzenie od dzieciństwa. Od zawsze chcieliśmy pojechać zobaczyć ten piękny kontynent, gdzie ludzie chodzą do góry nogami a kangury skaczą po ulicach. Tak wyglądał nasz skrupulatnie przygotowany plan na te 15 dni:
Dzień 1. Wieczorny przylot do Sydney
Dzień 2. Zwiedzanie Sydney
Dzień 3. Zwiedzanie Sydney
Dzień 4. Przelot do Melbourne, zwiedzanie
Dzień 5. Zwiedzanie Melbourne
Dzień 6. Wyjazd do Hanging Rock i pobliskiej winiarni
Dzień 7. Wycieczka na Philippe Island (parada pingwinów)
Dzień 8. Wycieczka na Great Ocean Road
Dzień 9. Lot do Brisbane, przejazd do Noosa Heads
Dzień 10. Odpoczynek w Noosa Heads, przejazd do Mooloolaba
Dzień 11. Mooloolaba - Brisbane
Dzień 12. Zwiedzanie Brisbane
Dzień 13. Przelot do Sydney, zwiedzanie
Dzień 14. Wyjazd w Góry Błękitne
Dzień 15. Czas wolny w Sydney, powrót do Polski
Wylot z Warszawy był o 10:50. Po około sześciu godzinach wylądowaliśmy w Doha w Katarze gdzie mieliśmy 3 godziny odpoczynku a następnie już bezpośrednio do Sydney . W Sydney wylądowaliśmy po 13 godzinnym locie o 17:35 następnego dnia. Linie Qatar Airways to zdecydowanie najfaniejszy przewoźnik z jakim mieliśmy do czynienia. Co ciekawe - na mapce podczas całego lotu można było podejrzeć strzałkę wskazującą na Mekkę.
Opera nocą
Zmęczeni, wyczerpani ale nie zniszczalni, po krótkim odpoczynku w hotelu, ruszyliśmy na zwiedzanie Sydney nocą. Chcieliśmy przynajmniej zobaczyć na własne oczy słynną operę ale zmęczenie wzięło górę i po godzinie wróciliśmy do hotelu.
Sydney
W Sydney spędziliśmy dwa pełne dni. Przeszliśmy prawie 40km, zwiedziliśmy wg nas najciekawsze miejsca, choć pewnie nie wszystkie, bo nie starczyło nam czasu. Wrócimy tu jeszcze przed wylotem, ale tym czasem lecimy do Melbourne. Pełna relacja z Sydney znajduje się tu.
Melbourne
Loty w Australii są dosyć tanie, jak na ten kraj (wszystko pozostałe jest raczej drogie) i jest ich bardzo dużo, tak, że każdy znajdzie dla siebie odpowiednie połączenie. Z Sydney do Melbourne leci się 1,5h.
W Melbourne byliśmy łącznie 5 dni. Dwa dni przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasta, trzeciego dnia byliśmy na Hanging Rock i zwiedziliśmy okoliczne winiarnie, czwartego dnia wybraliśmy się na wycieczkę na Philippe Island, żeby zobaczyć słynną paradę pingwinów oraz po drodze nakarmić kangury, a ostatniego dnia pojechaliśmy na wspaniałą Great Ocean Road , po drodze zwiedzając lasy deszczowe i rezerwat misiów koala.
Wspaniałą przewodniczką w Melbourne była moja kochana kuzynka Sylwia, bez niej nie zobaczylibyśmy tak dużo w tak krótkim czasie! Pełna relacja z Melbourne znajduje się tu natomiast relacja z okolic Melbourne tu.
Noosa Heads
Z Melbourne kolejnym lotem (ok. 2 godzin) przenieśliśmy się do Brisbane. Tu wypożyczyliśmy samochód i pojechaliśmy do Noosa Heads. W Australii jeździ się po lewej stronie, ale szybko można się przyzwyczaić, a drogi są na tyle dobrze przygotowane, że ciężko się pomylić. W Noosa spędziliśmy cały dzień na pięknej plaży. Mieliśmy wreszcie czas żeby odpocząć. I chociaż był piękny ocean, piękna piaszczysta plaża i nic w planach, to wszystko to psuła niesamowita wilgotność powietrza. Pełna relacja z Noosa Heads znajduje się tu.
Mooloolaba
Kolejny dzień odpoczynku mieliśmy w Mooloolabie. Tu jednak przez cały dzień padał deszcz, no ale, na tyle dni, dzień deszczu, jesienią w Australii to i tak nieźle.
Brisbane
Następnie wróciliśmy do Brisbane, trzeciego co do wielkości miasta w Australii, stolicy stanu Queensland. Tu spędziliśmy kolejny deszczowy dzień i następnego dnia rano samolotem udaliśmy się do Sydney. Pełna relacja z Brisbane znajduje się tu.
Bondi Beach
Kolejny dzień w Sydney postanowiliśmy spędzić na Watsons Bay, aby zobaczyć słynną plażę Bondi Beach.
Blue Mountains
Przedostatniego dnia wybraliśmy się z Sydney na wycieczkę pociągiem w Góry Błękitne. „Niemal półtora miliona hektarów buszu rozlewającego się jak za pociągnięciem malarskiego pędzla wśród gór ciągnących się po horyzont, a wszystko zanurzone w lekko błękitnej mgiełce – oparach olejków eterycznych wydzielanych przez eukaliptusy i załamujących światło słoneczne". Pełna relacja z Gór Błękitnych znajduje się tu.
Powrót do domu
Ostatni dzień to już odpoczynek przed długim lotem powrotnym, ostatnia kawa z widokiem na operę i ostatnie poszukiwania pamiątek dla najbliższych. Lot powrotny również przez Dohę (w tę stronę dłuższy – ponad 14h), ale tym razem do Berlina, skąd pociągiem musieliśmy jeszcze wrócić do Warszawy.