Dolina Śmierci 2017
Death Valley - so empty, so vast, so simple, so quiet.
Dolina Śmierci – najbardziej niesamowite miejsce jakie do tej pory widzieliśmy. Możliwe, że jest ich na świecie więcej, ale jak na razie to utkwiło nam najbardziej w pamięci.
Dolina Śmierci jest to obszar depresji na pustyni Mojave w stanie Kalifornia. Znajduje się tu najniżej położony punkt (86 m p.p.m.) w Ameryce Północnej oraz drugi na półkuli zachodniej. Jest to jedno z najgorętszych miejsc na ziemi. Jak my tam byliśmy, padały rekordy ciepła – było 54 stopnie Celsiusza a rekord wynosi 57 stopni, przy czym, temperatura gruntu wynosiła około 100 stopni. Jest to również jedno z najbardziej wietrznych miejsc w Stanach, co przy takiej temperaturze sprawia wrażenie, jakbyśmy weszli z suszarką do piekarnika.
Z pewnością nie dlatego, że jest to najniżej położony punkt w jakim byliśmy, ani nie dlatego, że przywitał nas tak ekstremalną temperaturą, ale przez różnorodność krajobrazów, jakie można w tym miejscu spotkać na niewielkiej przestrzeni – jest to miejsce dla nas niezwykłe.
Dantes View
Wjeżdżamy od strony Death Valley Junction i zaczynamy nasze zwiedzanie od punktu widokowego Dantes View, miejsca, które na pewno na bardzo długo pozostanie nam w pamięci. Jest to taras widokowy na wysokości 1669 metrów n.p.m.. Widok z tego miejsca jest niesamowity, w dole wyschnięte solne połacie, w oddali piękne szczyty gór.
Dolina śmierci jest oddalona od dużych miast, jest tu czyste powietrze, wolne od zanieczyszczeń, może też dzięki temu jest tu tak dobra widoczność.
Zabriskie Point
Następnie pojechaliśmy do Zabriskie Point. Jest to kolejny punkt widokowy, jednak widok z tego miejsca jest już zupełnie inny. Stąd podziwiamy ciekawe erozyjne formacje skalne, spowodowane gwałtownymi działaniami wody i trzęsieniami ziemi.
Kiedyś długą, górzystą dolinę wypełniały jeziora, jednak z biegiem czasu muł i pył wulkaniczny zanieczyściły je, tworząc pokłady gliny, piaskowca itp. Ponieważ warstwy te narastaly i jednocześnie wystawione były na okresowe działanie deszczu, utworzył się tak piękny krajobraz jaki widzimy dziś. Czarne widoczne warstwy to lawa, która wyłoniła się z jezior.
Gorąca woda z lawą, przyniosła tu minerały takie jak boraks czy kalcyt. We wczesnych latach XX wieku był to impuls do rozwoju przemysłu wydobywczego. Boraks był wykorzystywany w chemii spożywczej, jak również w medycynie. Z biegiem czasu został on uznany za niebezpieczny i wycofano się z jego wydobycia.
Gdyby nie panująca temperatura pewnie wybralibyśmy się na jeden ze szlaków pieszych prowadzących do niewielkich kanionów. Jednak w taki upał się nie dało, szybki powrót do samochodu, wypicie kolejnej butelki wody i jedziemy dalej.
Visitor Center
Kolejnym punktem, w jakim się zatrzymaliśmy, było Visitor Center. Tu bardzo mili ludzie opowiadają o dolinie, dostajemy mapki, gazetkę z informacjami, kupujemy magnez i chwilę odpoczywamy w klimatyzowanym pomieszczeniu. Znajdują się tu tablice z aktualnymi warunkami atmosferycznymi i niewielka wystawa związana z regionem – jest więc co robić. Tu też dostajemy informację co najlepiej zwiedzić, mając niewiele czasu, oraz gdzie nie należy jechać żeby nie przedziurawić opon itp. Przy takim upale jazda małym samochodem po drodze szutrowej nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Pani w informacji cały czas powtarzała żeby dużo pić i używać klimatyzacji w samochodzie – wszystko wydało nam się normalne, do czasu … ale o tym później.
Badwather Basin
Jedziemy dalej, do najniżej położonego punktu – Badwater Basin – 282 stóp poniżej poziomu morza (85,5 m). Droga jak przez pustynię, dookoła nie ma żywego ducha. Jedzie się w wielkim upale, w sumie nie wiadomo dokąd, podziwiając niesamowite krajobrazy po bokach.
Temperatura zaczyna dawać się we znaki, 54 stopnie, silny gorący wiatr… nie ma szans iść na dłuższy spacer. Zatrzymujemy się przy tabliczce, parę kroków po słonej nawierzchni i szybki powrót do samochodu. Ogólnie jest to wielkie obniżenie, pełne spękań, wyschnięte, spalone słońcem, błyszczące skorupami solnymi. Jak się po nim chodzi to przyjemnie skrzypi. Na zboczu góry można zauważyć ledwo widoczny znak wskazujący poziom morza.
Devils Golf Course
Kolejnym punktem gdzie się zatrzymaliśmy było Devils Golf Course – obszar pokryty kilkunastocentymetrowymi bryłami mieszaniny ziemi i soli. Bryły w kształcie stożków są bardzo twarde i ostre. Można po nich chodzić, choć nie jest to łatwe. Widok super, ale oczywiście pogoda i czas nie dały nam się nacieszyć wystarczająco krajobrazem. Uciekamy dalej i tu zaczęła się nasza przygoda – w drodze powrotnej do wylotu doliny wyłączyła nam się klimatyzacja, a co za tym idzie, w samochodzie w ciągu zaledwie kilku sekund zrobił się piekarnik. Ogarnęło nas przerażenie, ale nie był wyjścia i jakoś trzeba było wracać i szukać pomocy.
Artist Drive
Całe szczęście po wyjechaniu na asfalt i nabraniu ciut większej prędkości, klimatyzacja włączyła się z powrotem, więc postanowiliśmy zahaczyliśmy jeszcze o Artist Drive. Trasa ta to dziewięciomilowa droga przez przepiękne góry Amargosa urozmaicona wieloma wąskimi zakrętami oraz jazdą raz pod górę raz w dół. Trzeba pamiętać, że droga jest jednokierunkowa! Można stąd wybrać się na wiele pieszych wycieczek ale my zatrzymywaliśmy się tylko na punkach widokowych podziwiając widoki na zatokę Badwater. Szczerze mówiąc nie widziałam tam śmiałków chodzących po otwartych przestrzeniach dłużej niż 5 min.
Głównym punktem drogi Artist Drive jest Artist Palette – ponad pięć milionów lat temu, powtarzające się erupcje wulkaniczne zmieniły ten krajobraz, osadzając tu popiół i różne minerały. Minerały wulkaniczne zostały chemicznie zmienione przez ciepło i wodę. Analizy chemiczne zidentyfikowały tu między innymi żelazo, magnez, i tytan. Niektóre z minerałów mają wspaniałe kolory - czerwony hematyt i zielony chloryt. To jest prawdziwa paleta barw a do tego w zależności od warunków atmosferycznych zmieniająca swoją intensywność. Ponoć za każdym razem jak się tu przyjedzie jest inaczej – kiedyś to jeszcze sprawdzimy.
Devil’s Cornfield
W związku z późną porą i faktem, że klimatyzacja zaczęła nam na nowo działać, nie zatrzymaliśmy się w centrum informacyjnym po raz drugi, tylko pojechaliśmy dalej. I tak oto następny przystanek zrobiliśmy przy Devil’s Cornfield (zboże diabłów). Wielki obszar z trawiastymi roślinami przypominającymi w kształcie łodygi kukurydzy. Widok dość niespotykany, małe kępki traw rozrzucone na dość dużym terenie.
Sand Dunes
Zdążyliśmy wsiąść do samochodu, przejechać parę kilometrów i naszym oczom ukazały się piękne, piaszczyste wydmy. Sposób w jaki zmienia się tu krajobraz jest niesamowity ! Warto tu zostać na dłużej aby podziwiać zachód słońca, ale niestety musimy uciekać dalej, przed nami jeszcze 400 km.
Zmęczenie powoli wychodzi z nas a dojechać musimy do Los Angeles.
Po drodze jeszcze kilka szybkich przystanków na uchwycenie zachodu słońca i oczywiście popatrzenie na wspaniałą drogę mleczną, która w tym miejscu jest szczególnie dobrze widoczna.
Późną nocą dojeżdżamy do Los Angeles, wyczerpani długością trasy, upałem panującym w Dolinie Śmierci i już chyba całokształtem naszej wycieczki.
Dolina Śmierci jest miejscem gdzie na pewno wrócimy, miejscem, kryjącym wiele niesamowitych zakamarków. Mieliśmy stanowczo za mało czasu, żeby go zwiedzić. Trzeba się tam wybrać o innej porze roku, żeby może było ciut chłodniej i przeznaczyć cały dzień na zwiedzanie, a może nawet i więcej.
Fajnie byłoby zapoznać się dogłębniej z historią tego miejsca. Cała dolina jest raczej dzika i pozbawiona wpływów otaczającej ją wielkiej cywilizacji. Trzeba zatem pamiętać, żeby zaopatrzyć się w dużą ilość wody, jedzenia i co najważniejsze benzyny. Wbrew pozorom odległości pomiędzy poszczególnymi atrakcjami są spore, a najbliższa stacja benzynowa znajduje się poza granicami parku.