Okolice Melbourne
Okolice Melbourne
Na zwiedzenie najbliższych okolic Melbourne przeznaczyliśmy 3 dni. Pierwszego dnia wybraliśmy się do wspaniałych ogrodów Forest Glade Gardens, na Mount Macedon, na Hanging Rock, do winiarni oraz do Organ Pipes National Park. Drugi dzień przeznaczyliśmy na wycieczkę na paradę pingwinków, po drodze zahaczając o Maru Koala and Animal Park oraz Chocolate Factory. A trzeciego, ostatniego dnia pojechaliśmy zobaczyć przepiękne Great Ocean Road.
Forest Glade Gardens
Jak wspomniałam, pierwszego dnia pojechaliśmy do cudownego, stuletniego, prywatnego ogrodu Forest Glade Gardens, uważanego za jeden z najpiękniejszych w Australii. Byliśmy tam jesienią więc paleta barw która się przed nami roztaczała była niesamowita, wszędzie kolorowe liście i kwiaty. Ogród zajmuje dość duży obszar (14 hektarów) więc chcąc obejść cały spacerkiem, trzeba było przeznaczyć dużo czasu. Jest bardzo dobrze utrzymany. Między roślinami znajdują się niesamowite posągi, stawy, naturalny las deszczowy, japoński ogród itp. Wszystko wygląda jak z bajki. Wspaniały ogród na pewno wart jest obejrzenia. Bramy otwarte są od 10 do 17 a opłatę w wysokości 8$ należy wrzucić do skrzynki powieszonej przy wejściu.
Mount Macedon
Następnie udaliśmy na Mount Macedon, pod 21 metrowy krzyż pamiątkowy. Jest to pomnik poświęcony tym, którzy zginęli podczas I Wojny Światowej. Ze szczytu roztacza się wspaniały widok na Melbourne, góry Dandenong i You Yangs.
Hanging Rock
Nie marnując czasu dalej pojechaliśmy na Hanging Rock. Charakterystyczna formacja skalna wysokości około 718 m n.p.m. powstała w wyniku erupcji wulkanu. Idealne miejsce na krótką wspinaczkę po nieoznakowanych skałkach oraz rodzinny piknik. Na drzewach można było zobaczyć dzikie koale a w porze wieczornej wylegujące się kangury. Dla nas – miłośników gór – było to dość ciekawe.
Z ciekawostek Hanging Rock jest miejscem koncertów muzycznych, w których wystąpili najwięksi wykonawcy muzyczni na świecie m.in. Leonard Cohen, Rod Stewad, Ed Sheeran. Dla podróżujących własnym samochodem ważną informacją będzie fakt, że w okolicy brak jest zasięgu - nie działała nam żadna nawigacja. Jechaliśmy więc na tak zwanego czuja.
Hanging Rock Winery
Kolejnym miejscem, jakie odwiedziliśmy była winiarnia „Hanging Rock Winery”. Założona w 1983 roku jest idealnym miejscem do popróbowania australijskich win. Jak się okazało było to też miejsce, gdzie można było zakupić najlepszą wołowinę w okolicy. Po paru kieliszkach wina pojechaliśmy dalej do Parku Narodowego Organ Pipes.
Organ Pipes National Park
To 121-hektarowy obszar, w którym występują oryginalne powulkaniczne formacje skalne przypominające m.in. kościelne organy i rozetę. Mając więcej czasu można na zboczach wypatrywać dzikich kangurów. Nam udało się zobaczyć 3 ale w dość dalekiej odległości.
Maru Koala and Animal Park
Kolejnego dnia wybraliśmy się na Phillip Island, po drodze zatrzymując się w Maru Koala and Animal Park. Park jest dość mały, ale świetnie zadbany z typowymi dla Australii zwierzętami. Spotkać tu można między innymi psy Dingo, Wombaty, gadające papugi, emu, krokodyle i wiele innych. Organizowane są różne pokazy zwierząt – my trafiliśmy akurat na pokaz ptaków. Najbardziej spodobała nam się sowa - paszczak. Tak jak ją posadzili na drzewie tak siedziała, nie drgnęła jej nawet powieka.
Jest to miejsce gdzie kangury biegają dookoła nas i bez problemu można je karmić zakupioną przy wejściu do parku karmą w cenie 2$. Za dodatkową opłatą można również przytulić misia koala, co w tym rejonie Australii jest raczej rzadkością. Park jest idealnym miejscem nie tylko dla dzieci ale i dla dorosłych. Można tu przyjechać na cały dzień, oglądać różne pokazy, bawiąc się z dziećmi a nawet zrobić rodzinnego grilla. My też świetnie się tam bawiliśmy chociaż spędziliśmy w parku tylko dwie godziny.
Nasze pierwsze bliskie spotkanie z kangurem na pewno pozostanie nam na długo w pamięci. Nawet nie spodziewaliśmy się, że te zwierzątka są takie miłe.
Chocolate Factory
Kolejnym punktem zaplanowanym na ten dzień było Chocolate Factory – australijska fabryka czekolady. Niestety nie zrobiła ona na nas jakiegoś piorunującego wrażenia a ponadto w środku nie można było robić zdjęć więc za dużo nie pokażemy. Fabryka jest miejscem wszystkiego co czekoladowe. Można tu zapoznać się z procesem technologicznym wytwarzania czekolady, zrobić własną czekoladkę, pooglądać rzeczy wykonane z czekolady. Organizowane są różne gry zręcznościowe w których wygrywa się pralinki, a w niewielkiej kawiarni/sklepie można zakupić czekoladowe smakołyki. Na zwiedzanie fabryki trzeba zarezerwować sobie około godziny. Ciekawostką była czekolada Wedla w jednej z gablot.
Pengiun Parade
Wieczorem dojechaliśmy na Phillip Island na tzw. Pengiun Parade – paradę małych, słodziutkich pingwinów. Co wieczór pingwinki wychodzą z wody i udają się do swoich miejsc noclegowych na lądzie. Zrobiono z tego atrakcję turystyczną i dla wygody turystów zrobiono specjalne trybuny. Nie można niestety robić zdjęć, świecić czymkolwiek ani rozmawiać. Jeżeli ktoś złamie któryś z zakazów od razu jest upominany przez odpowiednie służby. Chodzi o to, żeby nie straszyć pingwinów. W głównym budynku znajduje się sklepik z pamiątkami gdzie można również nabyć zdjęcia tych małych stworzonek, mały punkt informacyjny o pingwinach, oraz punkt gastronomiczny.
Parada pingwinów to jest coś czego na pewno nie zobaczymy u nas, więc jak ktoś ma trochę czasu to na pewno warto! Trzeba tylko pamiętać żeby się ciepło ubrać, bo wieczory na plaży, na betonowych trybunach są dość zimne.
Great Ocean Road - Gibson Steps
Ostatniego dnia przeznaczonego na zwiedzanie okolic Melbourne wybraliśmy się na Great Ocean Road. Jest to piękna, malownicza droga o długości 243 km, biegnąca wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Australii. Wschodni kraniec znajduje się w odległości około 100 km na zachód od Melbourne, a punktem wypadowym do niej jest miasto Geelong. Droga kończy się w pobliżu miasta Warrnambool.
Great Ocean Road jest największym na świecie pomnikiem ofiar wojny. Droga została zbudowana po I Wojnie Światowej przez żołnierzy, którzy wrócili z wojny, w hołdzie ich poległym kolegom.
Naszym pierwszym przystaniem były klify przy Gibson Steps. Można tu zobaczyć piękną, piaszczystą, dziką plażę otoczoną wysokimi klifami. Widoki zapierają dech w piersiach, więc co będzie dalej? Nazwa tego miejsca odnosi się do schodów prowadzących na plażę – około 86 stopni. Obszar jest ponoć niebezpieczny do pływania, jednak i tu spotkaliśmy śmiałków surfingu, nie bojących się wysokich fal i wiatru. Niewielka ilość ludzi zachęcała do pozostania na plaży, choć silny wiatr i upływający czas zmuszały nas do dalszej jazdy.
12 Apostołów - przelot helikopterem
Za namową wielu osób skusiliśmy się na lot helikopterem nad słynnymi skałami – 12 Apostołów. Kolejne niezapomniane przeżycie, którego nie da opisać się słowami. Z góry wygląda to przepięknie. A do tego był to nasz pierwszy lot helikopterem w życiu. Przezwyciężając strach, przeżyliśmy coś wspaniałego. Mała czerwona maszyna, w której mieściły się tylko 4 osoby, ze względu na silny wiatr robił wrażenie jakby miał się zaraz roztrzaskać o skały. Mimo wszystko udało nam się bezpiecznie wylądować.
Chociaż widoki z góry były nieziemskie i zamierzaliśmy zrobić jak najwięcej zdjęć, to w pewnym momencie okazało się, że zapomnieliśmy aparatach bo tyle działo się dookoła. Nieregularna linia brzegowa i wystające znad tafli wody skały – coś pięknego!
12 Apostołów - punkt widokowy
Po wylądowaniu pobiegliśmy jeszcze na punkt widokowy Twelve Apostles. „Dwunastu Apostołów” to grupa naturalnie powstałych kolumn z wapienia stojących w morzu. Mimo ogólnie przyjętej nazwy obecnie jest ich tylko osiem. Nacieszywszy oczy i jak zwykle poganiani przez upływający czas, pojechaliśmy dalej.
Loch Ard Gorge
Nasz następny przystanek był w Loch Ard Gorge - przepięknej zatoczce, w której bezpiecznie można się kąpać. Na plażę można się dostać po drewnianych schodach. Ponieważ maj to w Australii już późna jesień, na plaży były tylko pojedyncze osoby ukryte w zakamarkach zatoki. Na górze, wzdłuż linii brzegowej klifów znajduje się ścieżka dydaktyczna, przy której umieszczone są tablice informujące o historii tego miejsca. Jest to świetnie przygotowana betonowa dróżka, dostępna również dla osób niepełnosprawnych (do których w Australii podchodzi się ze szczególną troską) z której roztacza się wspaniały widok na całą okolicę.
Maits Rest
Nasz kolejny przystanek był w Maits Rest - gęstym lesie deszczowym. Mniej więcej 30 minutowy spacer po drewnianej promenadzie (800m), w trakcie którego robi się małą pętelkę. Piękne miejsce które trzeba zobaczyć. Można mieć tu przedsmak prawdziwego tropikalnego lasu deszczowego. Pradawne, niezwykle wysokie drzewa, wielkie paprocie, pnie drzew pokryte pięknym zielonym mchem i kolorowymi grzybkami robią niesamowite wrażenie. Po prostu las jak z bajki. Lekka mgła i wilgoć potęgują niezwykłość tego miejsca. Podobno żyją tu 43 gatunki ptaków, których nie spotyka się nigdzie więcej na świecie.
Kennett River Holiday Park
Przedostatni przystanek zrobiliśmy w Kennett River Holiday Park. Jest to idealne miejsce do zobaczenia misiów koala siedzących na drzewach i ogromnej ilości kolorowych papug. Obsiadają ludzi tak jak gołębie na krakowskim rynku. Przy parku znajduje się dość ładny kamping, z którego blisko jest na piaszczystą plażę.
Great Ocean Road - Początek
Naszą przygodę z Great Ocean Road zakończyliśmy przy słynnej bramie wjazdowej. Teoretycznie tu powinniśmy zacząć nasza wycieczkę, ale my większość rzeczy robimy na opak. Znajdują się tu tablice informujące o historii budowy tego wspaniałego nadmorskiego odcinka drogi i pomniki upamiętniające mężczyzn tworzących to niezwykłe miejsce pamięci o wojnie.
Great Ocean Road, to najbardziej zjawiskowa droga w Australii jaką jechaliśmy. Jak zwykle, chciałoby się mieć więcej czasu i spędzić na każdej z tych plaż co najmniej po jednym dniu, wpatrując się w bezgraniczny ocean. Może to jest właśnie to miejsce gdzie powinniśmy się przeprowadzić?!